5 min na przeczytanie

100 wpływowych kobiet - Ewa Brych-Nagaba - wywiad luty 2021

W 2018 roku do Nagaby zadzwonił Adam Małysz, proponując współpracę z PZN_i skoczkami narciarskimi. Myślała pani, że to żart?

Taka rzeczywiście była pierwsza myśl, choć po chwili rozmowy, po głosie poznałam, że to jednak Adam Małysz. Powiedział, że szuka producenta butów do skoków narciarskich. Tłumaczyłam, że źle się dodzwonił, bo z butami sportowymi nie mieliśmy do tej pory do czynienia. Jesteśmy małą firmą rodzinną, która, owszem, produkuje obuwie, ale codziennego użytku, ze skóry. Po czym usłyszałam, że właśnie w takie miejsce chciał zadzwonić. Znalazł nas w Interencie. Spodobała mu się „japońskobrzmiąca” - jak to określił - nazwa .Wcześniej rozmawiał o swoim pomyśle z dużymi przedsiębiorstwami obuwniczymi i żadne z nich nie podjęło tematu. Rozpoczął więc poszukiwania wśród mniejszych. Myślę, że po prostu szukał kogoś, komu się będzie chciało. Zaprosiłam go do firmy. Pamiętam, że rozmawialiśmy w poniedziałek, a umówiliśmy się na środę. Jednak nadal do tego pierwszego spotkania miałam podejrzenia, że to żart radiowy lub psikus, o którego posądzałam męża. Kiedy Adam stanął w drzwiach firmy, wiedziałam, że żarty się skończyły. Projekt, który z nim rozpoczęliśmy, na tym etapie w ofólnym rozrachunku nie przynosi profitów ekonomicznych. Wymaga mnóstwo czasu, energii, czasami nerwów, ale robimy go z nadzieją, że poniesione nakłady się kiedyś zwrócą.  

 

Czy zobaczyła pani wtedy logo Nagaby w świetle jupiterów podczas zawodów narciarskich z udziałem Polaków?

Początkowo wydawało mi się to zadaniem niewykonalnym, wręcz absuralnym. Powtarzaliśmy jak mantrę, że produkujemy obuwie do codziennego użytku, że nie mamy żadnego doświadczenia w zadaniu, które nam postawiono. Adam Małysz dał nam duży kredyt zaufania. Opowiedział bardzo dużo o mechanice skoków, wymaganiac h wobec sprzętu. To było bardzo motywujące. Z drugiej strony czuliśmy presję - jeśli wyjdzie klapa, będzie wstyd. Czasu było niewiele, bo zawodnicy mieli wkrótce szykować się do kolejnego sezonu. Opcje były dwie: wchodzimy w to pełną parą albo rezygnujemy. Zadekalarowaliśmy, że spróbujemy. Uruchomiliśmy swoje kontakty w Europie. Z racji tego, że produkujemy obuwie od niemal 30 lat, nie było dla nas problemem dotrzeć do dostawców odpowiednich materiałów. Z doświadczonym zespołem naszych pracowników zaczęliśmy obmyślać konstrukcję. Zrobiliśmy burzę mózgów, każdy wszedł na wysokie obroty. Z zebranych informacji wynikało, że buty skokowe to jedyny sprzęt skoczków wykonany ze skóry, dlatego współpracę zaproponowano firmie takiej jak nasza, z doświadczeniem w produkcji butów skórzanych. Jednak już w trakcie wstępnych prac uznaliśmy, że niekoniecznie skóra będzie najlepsza. W tamtym czasie rozpoczynaliśmy w firmie projekt związany z butami wegańskimi. Mieliśmy przetarte ścieżki do wysokiej jakości materiałów, które imitują właściwości skóry. Zdecydowaliśmy, że spróbujemy je użyć także do butów do skoków. Po dwóch tygodniach od spotkania z Adamem Małyszem - we wrześniu 2018 roku - powstał prototyp.

 

Kiedy pierwszy raz pochwaliliście się publicznie tym projektem, podkreślała pani zaangażowanie lokalnych i regionalnych instytucji. Na czym ono polegało?

Okazało się, że projekt jest na tyle złożony i wymagający, że potrzebujemy pomocy z zewnątrz. Na początku nie mieliśmy żadnej pewności, że to się powiedzie, a nakłady były duże, za duże jak na naszą małą firmę. Dostaliśmy bardzo duże wsparcie - uwierzyli w nas urzędnicy ze starostwa powiatowego i urzędu pracy, choć ja wtedy czułam się, jak w bajce o Kopciuszku, w której Nagaba była Kopciuszkiem, a Adam Małysz księciem. Jak bajkę traktowały też na początku moją opowieść o tym przedsięwzięciu niektóre osoby decyzyjne w województwie - widziały panią, która przychodzi z butami w torbie i opowiada, że zadzwonił do niej mistrz skoków z propozycją współpracy. Uwiarygodnić tę historię pomagali mi przedstawiciele krapkowickiego starostwa. Urząd pracy pomógł w doszkoleniu pracowników w technologii, którą opracowaliśmy na potrzeby butów skokowych. W tym obuwiu są też elementy wykorzystywane z tworzyw sztucznych. Na tym się nie znaliśmy. Opolskie Centrum Rozwoju Gospodarki razem z Parkiem Naukowo-Technologicznym ułatwiło nam kontakt z firmą Piero Composites, która podeszła do projektu z dużym zapałem. Zaczynał on nabierać kształtów.

 

Jaka była reakcja na prototyp?

Byli zszokowani, że w dwa tygodnie wykonaliśmy taką pracę. Dali nam do zrozumienia, że właściwie nie mamy innego wyjścia, jak realizować to przedsięwzięcie. Oni już widzieli, że to się uda. Wtedy jeszcze nie podzielaliśmy tego zdania, ale zaczęliśmy pracę nad pierwszymi modelami, które mogłoby „skakać”. Bardzo stresującym momentem było, kiedy przyjechaliśmy z pierwszą partią dla wszystkich skoczków do Szczyrku. Polski Związek Narciarski zorganizował tam specjalną sesję treningową tylko po to, żeby przetestować buty. A to naprawdę duże przedsięwzięcie. Tymczasem okazało się, że buty są... złe. Nasz entuzjazm opadł, zobaczyliśmy skalę trudności. Wydawało nam się, że wszystko, co zrobiliśmy, pójdzie do kosza. I znowu sztab szkoleniowy, zaplecze techniczne, sami skoczkowie podtrzymali nas na duchu, zapewniając, że będzie dobrze. Zachęcali, żebyśmy się nie poddawali, argumentując, że chodzi o poprawę szczegółów, aczkolwiek robiących taką różnicę, że skoczkowie to czuli. Musieliśmy się cofnąć kilka kroków w tym projekcie, żeby zrobić nowe buty. Po wprowadzeniu zasugerowanych zmian udało się przygotować na tyle dobry model, że w sezonie letnim 2019 roku zawodnicy już je testowali. Jeszcze całe białe, bez logo, żeby mogli w spokoju je sprawdzić. Na tym etapie nie potrzebowaliśmy rozgłosu.

 

W sezonie zimowym 2019/2020 było już wiadomo, że Polacy skaczą w nowych butach opolskiego producenta. Media ogólnopolskie pisały m.in., że „firma Nagaba ma zagwarantować uniezależnienie od niemieckiego monopolisty - Rassa” i „o wyższości spersonalizowanych polskich butów”, skoczkowie mówili, że „nowe buty dają im przewagę psychologiczną”. Jednak w pierwszych zawodach Polacy rzadziej stawali na podium. Zastanawialiście się, czy to nie z powodu butów ?

W czasie współpracy dowiedzieliśmy się, że na skuces skoczka składa się wiele czynników: warunki atmosferyczne, jego dyspozycja i oczywiście sprzęt. W tamtym czasie nasze buty były dla skoczów nowe, ale nie sądzę, że decydujące o takich a nie innych wynikach. Od wielu lat rodzinnie oglądaliśmy skoki narciarskie i kibicowaliśmy Polakom, ale od czasu podjęcia współpracy z Adamem Małyszem żyjemy każdymi zawodami. Podobnie jest z pracownikami - w poniedziałek w firmie jest zawsze żywa dyskusja, jak „naszym” poszło w weekend. Z wiedzą od kuchni, o tym, jaka jest ta ekipa, kibicujemy im jeszcze mocniej. Podczas licznych spotkań przekonałam się, że to świetny kolektyw, co w tym sezonie kibice przed ekranami mogą ocenić sami. To grupa pasjonatów - zarówno skoczkowie jak i cały sztab - sfiksowanych na tym, co robią, ale też bardzo dla siebie serdecznych. To fantastyczni ludzi, którzy mają kosmiczną wiedzę na temat skoków. Kiedy widzę polskich zawodników w naszych butach, czuję wielką dumę, że naszemu zespołowi udało się wykonać taką gigantyczną pracę, mimo tego, że na początku nie wierzyliśmy w powodzenie tego przedsięwzięcia, a po drodze niejeden pukał się w czoło, gdy słyszał, na co się porywamy. Niektórym utarliśmy nosa.

 

Sami uprawiacie jakieś sporty?

Przed pandemią sporo biegaliśmy, przygotowując się w ten sposób do zawodów sportowych. To był nasz pomysł na spędzanie czasu wolnego. Podobnie jak jazda na rowerze. Pandemia i nadmiar obowiązków wytrąciły nas z tego rytmu - więcej czasu spędzamy na kanapie. Z nadzieją myślę o wiośnie, że ciepło nas zmobilizuje. W młodości grałam też w piłkę ręczną, z którą kojarzą się przecież Krapkowice.

 

Waszym nowym projektem są też buty wegańskie, produkowane bez użycia komponentów odzwierzęcych. Jak zostały przyjęte?

Kiedy, ktoś mnie pyta, dlaczego robiąc dotychczas buty skórzane, równocześnie rozpoczęliśmy produkcję wegańskich, odpowiadam, że dlatego, że umiemy i możemy. Wyprodukowane w laboratoriach materiały nie tylko są łudząco podobne do skóry naturalnej, trudne do odróżnienia nawet dla profesjonalistów. Mają te podobne właściwości: pozwalają nogom na oddychanie i odprowadzają nadmiaru wody z buta. A że jest na nie zapotrzebowanie, to je produkujemy. Cechą charakterystyczną naszych wegańskich butów jest zielona podszewka. Uzyskaliśmy amerykański certyfikat potwierdzający wegańskość butów, co pozwoliło nam wejść na rynek za oceanem. Uruchomiliśmy wspólnie z przyjaciółmi tam mieszkającymi oddział w USA do sprzedaży wegańskich butów na terenie Stanów Zjednoczonych i Kanady. To największy rynek wegański na świecie, mamy dobry produkt, planujemy inwestycje w większą liczbę wzorów. Na polskim rynku sprzedajemy te buty w dotychczas wypracowanym modelu (za pośrednictwem naszego sklepu internetowego), ale założyliśmy, że w 2021 roku ruszymy z polską platformą sprzedaży dedykowaną dla tego rodzaju butów i zaczniemy je szerzej promować.

 

Adam Małysz trafił do zagłębia obuwniczego. Także Nagaba wywodzi się z tradycyji Otmętu. Jakie były początki firmy?

Firmę założył mój, niestety już nieżyjący, teść Waldemar w 1993 roku. Wkrótce potem dołączył do niej mój mąż - Grzegorz. Teść całe swoje zawodowe życie związał z zakładami obuwniczymi w Otmęcie i był w tym środowiskudobrze znany. To był typowy polski biznes lat 90-tych, ulokowany w małym baraku, w którym powstawało kilka modeli czarnych butów, które jednak schodziły na pniu. Powoli firma rozrastała się, przenieśliśmy się do większej hali, po starych zakładach Otmęt, w których jesteśmy do dziś. Kiedy dołączyłam w 2000 r. Nagaba zatrudniała około 20 pracowników, a dziś w Krapkowicach mamy ich 50, a współpracujemy też z firmami rozsianymi po kraju. Rozwijaliśmy się małymi krokami. Teść był prekursoem wprowadzania kolorowych butów. Bordowe, beżowe, a już szczególnie czerwone, to było wówczas duże zaskoczenie. Dziś możemy się pochwalić kilkuset modelami, w bogatej kolorystyce, ale i charaterystycznym stylem sportowo-trekingowo-miejskim, po którym rozpoznają nas klienci. Dotychczas stosowaliśmy w rozwoju firmy metodę małych kroków, inwestując w zakład, czy zdobywając nowe zagraniczne rynki: czeski, słowacki, niemiecki i ukraiński. Współpraca z Adamem Małyszem to był dla nas skok.

 

Czy przed dołączeniem do rodzinnego biznesu miała pani takie zawodowe doświadczenie, branżowe wykształcenie?

Weszłam w rodzinę obuwników i nie analizowałam tego, czy będę ten biznes prowadzić, czy nie. Pierwsze randki z mężem mieliśmy na zakładzie. Kiedy teść zmarł nagle, właściwie nie mieliśmy innego wyjścia, jak pociągnąć to wspólnie, bo w pojedynkę byłoby to niemożliwe. Wykształcenie obuwnicze ma mąż, co bardzo pomogło w kontynuowaniu działalności. Ja jestem po studiach na wydziale zarządzania i organizacji produkcji, co także okazało się pomocne. Teraz ja zarządzam w firmie produkcją. Doświadczenie zawodowe zdobyłam, obserwując i przebywając z naszymi pracownikami. Wielu z nich pracuje u nas od początku, a przeszli ze starych zakładów Otmęt. Wszystko, co wiem o butach, wiem od nich.

 

Jaką jest pani szefową?

Przyszło mi kierować ludźmi, którzy są ode mnie dużo starsi. Jak zaczynałam z nimi pracę, byłam ich koleżanką. Życie tak się potoczyło, że pięć lat po tym, jak dołączyłam do firmy, musiałam zacząć nią współkierować, Przyszło to z dnia na dzień. Staram się budować tę funkcję na relacjach opartych na szacunku do pracowników, bo to oni nauczyli mnie fachu. Jestem wymagająca, ale mam też w sonie dużo pokory.

 

Czy małżeństwu dobrze się pracuje we wspólnym biznesie?

Zależy, jaką miarę przyłożyć. Skoro nadal jesteśmy razem, to jest wyznacznikiem, że nam się dobrze pracuje._Co więcej, udaje nam się realizować kolejne projekty. Męża wielu ludzi pyta, czy z żoną w firmie da się wytrzymać. Jeśli małżeństwo funkcjonuje prawidłowo, to praca nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Rozumiemy się bez słów. Nadajemy na tych samych falach. Jesteśmy partnerskim małżeństwem. Mąż wyznacza cele strategiczne, a ja zamuję się ich realizacją, organizując produkcję.

 

Widzicie w dzieciach sukcesorów?

Dzieci widzą, ile wysiłku nas to kosztuje, więc nie lgną do firmy, choć dorywczo pomagają. Córka Magda w tym roku zdaje maturę i planuje przyszłość poza obuwnictwem, na celowniku ma medycynę. Niemal 13-letni syn Michał jeszcze nie ma sprecyzowanych planów na przyszość. Nie wymuszamy nic na nich, czas pokaże. Choć słyszę od dzieci, że jestem mamą zarządzającą.

 

Jaka przyszłość dla firmy?

Chcielibyśmy się rozwijać wielopłaszczyznowo - przede wszystkim w oparciu o buty skokowe, bo generują one najwięcej pozytywnego zamieszania wokół firmy, ale i angażują nas czasowo. Razem ze skoczkami szykujemy się na olimpiadę zimową w Tokyo w 2022 roku, szykujemy dla nich specjalny model. Przez najbliższy rok większość naszej energii będzie skierowana na ten projekt. Równolegle rozwijamy projekt butów skokowych komercyjnych dla klubów, w których trenują dzieci i młodzież. To nowa biznesowa przestrzeń, która powoli się rozwija. Trzecie są buty wegańskie, na rynku amerykańskim i europejskim. Ale są jeszcze nasze buty tradycyjne, których sprzedaż - szczególnie stacjonarna - w czasach pandemii jest bardzo utrudniowa. W telewizji o tym nie słychać, ale prawda jest taka, że popyt bardzo mocno spadł, co jest dużum obciążeniem.

 

zdjęcie: Radosław Dimitrow

źródło: wywiad z książki "100 wpływowych kobiet"  Pro Media Sp. z o.o. przeprowadziła Edyta Hanszke

Dodaj komentarz
Komentarz:
Podpis:
E-mail:
APLIKACJA MOBILNA
Kupuj szybciej z appką NAGABA Darmowa aplikacja na Twój telefon!